Dziś będzie o stracie. O zagubieniu w oczekiwaniach. O bezczasie. O bezdechu.
O percepcji, która zwodzi nas na manowce.
O tych momentach w których ból przysłania nam widzenie drugiej strony wszystkich rzeczy, zdarzeń, doświadczeń.
Życie jest doświadczeniem straty. Tracimy młodość. Przyjaźnie. Bliskich. Pracę. Marzenia.
Możemy koncentrować się na dogłębnym poczuciu straty, pustce, smutku, tęsknocie. Pozwalać by się budowały, zabierały w nas coraz więcej miejsca, nie zostawiając przestrzeni na NOWE. Możemy też z ciekawością i wdzięcznością przyjmować zmiany, które NOWE ze sobą niesie.
Każda strata pozostawia po sobie wolną przestrzeń, w której coś może zakiełkować i wzrosnąć. To od nas zależy co to będzie.
Czuję ogromną wdzięczność za to, gdzie jestem, czego doświadczyłam,
za to, co straciłam i co dzięki temu otrzymałam.
Dotarłam do miejsca w życiu, w którym czuję głęboką wdzięczność za każdą chwilę swojego życia.
Za to, że budzę się rano, w swoim łóżku, w przestrzeni, którą lubię, że pomiędzy zasłonami przedziera się promień światła, że znajduję czas na ćwiczenia oddechowe i poranną medytację. Za to, że wpadłam na to, żeby sobie to wszystko uświadomić i dzięki temu poczułam się dobrze i z dobrą energią wchodzę w dzień.
Nie znaczy to jednak, że moje życie jest wyjątkowo łatwe czy przyjemne.
Jest przeciętnie łatwe i przeciętnie przyjemne. Ma chwile lekkości i momenty, które przytłaczają swoją intensywnością. Towarzyszą mu przyjemne i nieprzyjemne doznania. Staram się wszystkie przeżywać w pełni, nie uciekać od nich, ale też nie przywiązywać się do tych stanów. Pamiętać, że to, jak się czuję, wynika z tego, jak interpretuję zjawiska i wydarzenia.
Odkąd pamiętam, jest we mnie przekonanie, że cokolwiek mnie spotyka, dzieje się po coś i służy mojemu najwyższemu dobru. Nawet jeśli tego na bieżąco nie ogarniam i nie czuję. Nawet jeśli czuję smutek, złość i rozgoryczenie, staram się pamiętać, że to też minie i przyjdzie NOWE.
Pierwsza ważna strata jakiej doświadczyłam to strata Mamy, kiedy byłam trzynastoletnią dziewczynką. Ponieważ byłam jeszcze dzieckiem, a doświadczenie to wymagało pewnej dojrzałości by sobie z nim poradzić, najprościej było nie przeżyć go w pełni. Tak też się stało. Nie przeżyłam żałoby, smutku, żalu , tęsknoty, jedynie złość, która jest bardziej energetyzująca niż inne emocje i pozwala poradzić sobie z tak trudną sytuacją.
Nieprzeżyte emocje mają tendencję do nawarstwiania się. Po czasie potrafią w nas uderzyć z mocą pioruna i pozostawić po sobie dużo większe szkody, niż gdybyśmy przeżyli je na bieżąco. Dlatego przeżywanie emocji na bieżąco jest dużo lepszym rozwiązaniem, pod warunkiem, że mamy do tego warunki i gotowość na konfrontowanie się z niełatwymi często uczuciami.
Od czasów dzieciństwa, jak każdy dorosły człowiek, doświadczyłam wielu strat, rozczarowań, smutków.
Zeszłej jesieni straciłam Córkę. Przeżyłam to bardzo. Mocno, głęboko.
Pozwoliłam sobie na płacz, tęsknotę, rozpacz. I właśnie dzięki temu, było to jedno z ważniejszych ale też piękniejszych doświadczeń w moim życiu. Dopuściłam wszystkie uczucia i okazało się, że jednym z najsilniejszych była wdzięczność.
Za to, że dane mi było tego wszystkiego doświadczyć. Ciąży, macierzyństwa, bezkresnej miłości, porodu i spokoju jaki mi przyniósł, kiedy położono mi dziecko na piersi.
Poczucia, że wszystko jest tak, jak miało być. Mimo, że nie tak, jak chciałam, żeby było.
Poczułam się bogatsza, pełniejsza, z dużym zasobem, którym chcę się dzielić z innymi. Doświadczyłam bliskości innych kobiet, wsparcia, ciepła, miłości.
We wszystkim jest ukryte piękno, musimy tylko przestać walczyć, zgodzić się na wszystkie przeżycia, również smutek, po to, by zobaczyć jak wyłaniają się z niego inne uczucia. Dobre, piękne, wzmacniające.
Człowiek do tego, by się rozwijać, wzrastać, potrzebuje wszystkich emocji, nie tylko tych przyjemnych. Człowiek będący na ścieżce duchowej, to nie ktoś, kto nie doświadcza takich emocji jak żal, smutek, złość. To człowiek, który doświadcza ich świadomie, nie pyta „dlaczego spotyka to właśnie mnie”, bo wie, że wszechświat działa tak, że wszystko wydarza się dla jego najwyższego dobra, rozwoju i jest, nie jego bagażem, ale niesamowitym darem, którym może dzielić się z innymi. I przede wszystkim, nawet w najciemniejszym momencie swojego życia, wie, że pojawi się światło. Taka jest natura życia. Wszystko nieustannie się zmienia.
Pod spodem zamieszczam wiersz, który otrzymałam od bliskiej mi osoby. Został napisany po naszej rozmowie, kiedy wciąż jeszcze w wielkim smutku i w wielkiej tęsknocie, kilka dni po śmierci mojej Córki, potrafiłam jednak dostrzec jakiś wyższy porządek, piękno, sens, głębię całego tego doświadczenia.
Wiersz ten, wraz z małym podarunkiem, został przyniesiony przez listonosza dwadzieścia minut po tym jak oddałam prochy mojego dziecka Ziemi.
To był piękny moment, w którym poczułam, jak bardzo jesteśmy wszyscy ze sobą połączeni.
Dla Antosi
Jesteś spokojem
jak sen
Prawie przezroczystym
jesteś
dobrocią
najczystszą z czystych
płyniesz na liściu paproci
po rzece, strumieniu
a ja mam Ciebie w sercu
w ciszy
w skupieniu
płyniesz po oceanach
po sennych jeziorach
a ja mam Ciebie w sercu
w porankach
w wieczorach
płyniesz z nurtem, z prądem,
po spokojnym morzu
a ja mam Ciebie w sercu
w trawie, plaży, zbożu
płyniesz tam gdzie woda
staje się potokiem
a ja mam Ciebie w sercu
z każdym moim krokiem
płyniesz po stróżkach deszczu
i wąską cieśniną
a ja ciągle mam Cię w sercu
moja Ty kruszyno
i choć płyniesz daleko
gdzieś z odległym prądem
ja mam Ciebie w ramionach
tulę
tulę ciągle
a gdy wszystkie wody się przeleją
spłonie całe drewno
razem w słońcu popłyniemy
moja Śpiąca Królewno
autorka: Marta Tylec