Pułapka poczucia winy.
Nie jestem mniszką. Nie zawsze żyję tak, jak bym chciała, nie zawsze jem to, co dla mnie dobre. Ale z wiekiem jestem coraz bardziej świadoma tego, co mi służy.
Na początku tego procesu czeka na nas pułapka.
Jest to pułapka poczucia winy.
Pamiętam doskonale ten czas i nie chciałabym do niego wrócić.
Chyba najgorsze co możemy sobie zafundować, to robić rzeczy, o których wiemy i myślimy, że są dla nas złe, a potem się za to karcić i wymyślać sobie. Po pierwsze, nasze przekonanie o tym, że coś nam nie służy, ma taką samą albo nawet większą moc destrukcyjną niż ta rzecz sama w sobie. Dowodzą tego liczne badania z placebo – pamiętaj, to w co wierzysz, twoje poglądy, mają niezwykłą moc sprawczą!
Dlatego nigdy nie powinniśmy brać
w niczym udziału z myślą, że to coś nam nie służy.
Już lepiej naprawdę znaleźć dobre strony każdej sytuacji i na nich koncentrować swoją uwagę.
Kolejna rzecz to poczucie winy. Psychiatra David R. Hawkins stworzył tzw mapę poziomów świadomości, na której skali umieścił wszystkie emocje. Od tych które mają na nas najbardziej destrukcyjny wpływ, po te, których wibracje są wysokie i mają na nas wpływ korzystny. Na 17-o stopniowej skali, wina jest na przedostatnim miejscu, niżej jest już tylko wstyd… To daje do myślenia i mam nadzieję, że każdy się nad tym zastanowi i następnym razem, gdy będzie się oskarżał o zrobienie lub nie zrobienie czegoś, świadomie wybierze inną drogę, drogę miłości i po prostu sobie odpuści. Odpuszczanie sobie rzeczy, które już się wydarzyły jest dla nas dużo lepsze niż obwinianie się o nie. Tak jak odpuszczanie innym jest uwalniające i potrzebne do tego by przeszłość zostawić tam, gdzie jej miejsce.
Pamiętam swoje pierwsze odosobnienie medytacyjne. Była to Vipassana, dziesięciodniowy kurs z zachowaniem totalnej ciszy, bez kontaktu wzrokowego, z minimalistycznym, wegańskim jedzeniem i ośmioma godzinami medytacji dziennie.
To była niezwykła podróż w głąb siebie, po której czułam, że wszystko się zmieni.
Musiałam tylko utrzymać swoją praktykę i medytować dwie godziny dziennie.
Doskonale pamiętam co czułam, kiedy z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień znajdowałam coraz mniej czasu na medytację.
Byłam na siebie zła, uważałam, że nie jestem wystarczająco dobra, że za mało się staram, że nie wykorzystuję tego daru, jakim jest medytacja. Że jestem powierzchowna i słaba, skoro wybieram wyjście ze znajomymi, zamiast wieczornego siedzenia.
To było dziesięć lat temu i przez ten czas wykonałam kawał dobrej roboty.
Nie, nie medytuję dwie godziny dziennie;) Zdarza się, że nie medytuję nawet dwudziestu minut. Ale udaje mi się zachować spokojny umysł i nie karcić się za to. Staram się być dla siebie dobra i wybaczać sobie. Staram się słuchać swojego ciała i karmić je tym, co mu nie szkodzi i wyciszać swój umysł, kiedy tego potrzebuje, wedle zasady „im bardziej jesteś zajęty, tym bardziej potrzebujesz medytacji”. Im więcej mam na głowie, im mniej mam czasu, im płytszy mam oddech, im większy czuję niepokój, tym częściej staram się siadać do medytacji.
Rzeczy, które byłoby super robić codziennie, ale nie zawsze mi się udaje:)
PORANNA PRAKTYKA WDZIĘCZNOŚCI – zajmuje jakieś dwie minuty, można ją zrobić jeszcze z zamkniętymi oczami. Przywołujemy w umyśle wszystkie rzeczy, za które jesteśmy dziś wdzięczni- gwarantuje dobry nastrój i dobry początek dnia. Tak naprawdę robię ją codziennie, jeśli nie rano, to w trakcie dnia. Poczucie obfitości i wdzięczności, przywołuje do naszego życia więcej obfitości. Odwrotnie niż poczucie braku i koncentrowanie się na wszystkim czego nie mamy, czego nam brakuje, za czym tęsknimy. Warto przytrzymywać uwagę na tym, za co jesteśmy wdzięczni- sobie, wszechświatowi. To właśnie wdzięczność sprawia, że czujemy się bardziej szczęśliwi, nie odwrotnie;)
PRANAYAMA- wybrane pranayamy (praktyki oddechowe) min. Bhastrike robię jeszcze w łóżku, ale po wypiciu 300 ml ciepłej wody. Bhastriki należy uczyć się od nauczyciela, jest to bardzo intensywna praktyka.
AFIRMACJE- polecam na przykład te, z zakładki „afirmacje”
JOGA- mam tu na myśli asany, czyli fizyczny aspekt jogi. Jeśli nie robię długiej praktyki ze swoją nauczycielką, staram się zrobić chociaż dziesięciominutowe powitanie słońca.
MINDFULNESS- często wybieram i robię albo poranną albo wieczorną praktykę medytacyjną, od trzydziestu minut do godziny.Jeżeli nie robię pełnej medytacji w siedzeniu, staram się chociaż utrzymywać uwagę na ciele, oddechu i być w kontakcie ze swoimi zmysłami.
REGULARNE POSIŁKI- chodzi tu bardziej o znajdowanie dla siebie czasu i nie jedzenie byle czego i byle kiedy. Staram się jeść w oknie żywieniowym, czyli zachowywać 16 godzin postu na dobę, a więc wszystkie posiłki ( dwa lub trzy) jem w przeciągu ośmiu godzin. Jestem na diecie wegetariańskiej, choć od czasu do czasu zdarza mi się zjeść rybę, bywa że raz na kilka miesięcy. Od półtora roku nie jem glutenu i unikam laktozy.
REGULARNY SEN- staram się nie zawalać nocy, regularny sen służy mojemu ciału i umysłowi, mam w sobie większą równowagę i więcej siły. Biorąc pod uwagę, że nie piję kawy, ani nawet czarnej herbaty, a zieloną rzadko, mam tyle energii, na ile naładuję sobie baterię. Oczywiście źródeł energii jest więcej niż tylko sen, ale o tym napiszę kiedy indziej.
PICIE WODY Z NIEFILTROWANYM OCTEM JABŁKOWYM- ma wiele korzystnych dla zdrowia właściwości, zainteresowani mogą znaleźć wiele informacji na jego temat. Staram się pić szklankę z dwoma łyżkami niefiltrowanego octu rano i wieczorem. Do smaku szybko można się przyzwyczaić, choć pamiętam, początki nie były przyjemne;)
BŁONNIK- nie zapominam o błonniku, oprócz tego, że jem dużo warzyw, piję rano zaparzony na noc złoty len ( dwie łyżki na kubek ciepłej lub zimnej wody- nie wrzątku), piję też koktajle warzywno-owocowe z mielonymi ziarnami ( złoty len, chia, nasiona konopi), jest on niezbędny dla prawidłowej pracy jelit i zasilaniu kolonii dobrych bakterii, które tam żyją , żeby utrzymać równowagę bakteryjną i bakterie patogenne nie przejęły kontroli. Osoby o podobnej budowie do mnie ( typu vata-pita), które z natury mają problemy z układem trawiennym, doceniają cuda, jakie potrafi zdziałać błonnik, choć początki zwykle nasilają jeszcze objawy, takie jak np. wzdęcia. Warto jednak się przemęczyć, by wyregulować pracę jelit.
CISZA- nie wyobrażam sobie nie spędzać czasu z samą sobą, w ciszy. To bardzo głęboka praktyka, która pozwala pozostać ze sobą w kontakcie, ze swoim zródłem. Kiedy tylko mogę- nie gadam! Potrzeba ciszy, by słowa mogły nabrać znaczenia. Chociaż uwielbiam czas z ludzmi i potrafię mówić dużo, cenię sobie też tych, z którymi mogę milczeć.